Pytanie, którego boi się każdy przybrany rodzic

© Shutterstock

Zdyszana dotarłam do naszej osiedlowej pizzerii na przyjazną rodzinie happy hour. 5 dolarów za kieliszek wina dla dorosłych i 1 dolar za plasterek pizzy dla dzieci. Wszyscy wygrywają. Mężczyzna, który nas przywitał miał elektrycznie niebieskie oczy wypełnione wodnistym zachwytem. "Czy wszystkie są twoje?" zapytał.

Zawahałem się. "Tak" nie było całą prawdą, ale "nie" też nie było właściwe. W końcu to ja byłam za nie odpowiedzialna przez większość godzin w ciągu dnia, przez większość tygodni tego lata. Wszyscy nazywali mnie "mamą" i wszyscy przychodzili do mnie, kiedy czegoś potrzebowali. Ale za kilka tygodni jedno z nich wróci do swojej matki.

Więc czy wszystkie są moje? Wszystkie są "moje", ale nie "wszystkie". Jednym się dzielę.

"Mniej więcej" - powiedziałem.

"Tak!" - powiedział mały głosik, który podszedł do kabiny. Jego głos. Najstarszy, dziecko, o którym mowa, roztrzaskał moje serce i uleczył je swoim szczerym wyrazem.

"Tak," zawahałem się. "Nie zawsze, ale tak." Natychmiast pożałowałam tych ostatnich czterech słów. Bez względu na to, gdzie jest mój pasierb w ciele, jest z nami w duchu. To nie czyni go bardziej lub mniej częścią żadnej z rodzin. Jego życie jest wdzięcznym przykładem dwoistości.

Nie lubiłem tego człowieka za to, że postawił mnie przed faktem dokonanym. Nie lubiłem go za to, że we mnie wątpił. Nie lubiłem siebie za to, że w siebie wątpiłem.

[recyrkulacja]

Dlaczego obcy ludzie czują się uprawnieni do prowadzenia pogawędek i zadawania osobistych pytań? Wierzę, że wynika to raczej z naturalnej ciekawości niż ze złych intencji. Ludzie pragną nawiązywać kontakty, nawet z nieznajomymi.

Ale rozpoczął się odwet. Kobiety w ciąży są zmęczone komentarzami na temat ich ciał. Matki są zmęczone tym, że ludzie nazywają ich dzieci "garstką". Kobiety są zmęczone pytaniami o ich plany reprodukcyjne. Macochy są zmęczone pytaniami o ich rodziny.

Podeszłam, pocałowałam mojego chłopca i powiedziałam: "Dziękuję. Dziękuję, że pozwalasz mi być twoją mamą."

Prawie powiedziałam mu, że mężczyzna zadał to pytanie tylko dlatego, że wyglądam młodo, by mieć trójkę dzieci, zwłaszcza 9-latka, zwłaszcza w takim mieście jak San Francisco, gdzie szerzy się syndrom Piotrusia Pana: dorośli czekają, by dorosnąć. Ale nie zrobiłam tego. Pozwoliłam, żeby tak było. Kiedy wyszliśmy, pośród chaosu i łez, mężczyzna powiedział: "Jesteście niesamowici. Wróćcie wkrótce!".

Tej nocy, kiedy położyłem dziecko do łóżka, mój pasierb napisał mi słodką notatkę i położył ją tam, gdzie wiedział, że znajdę ją przed rankiem. Na moim zamkniętym laptopie. List był zaadresowany: "Do mojej mamy".

Słowa są potężne, nawet dzieci o tym wiedzą. W naszej kulturze jesteśmy chętni do wypełniania ciszy, więc często mówimy zanim pomyślimy, tak jak ja to zrobiłem tamtej nocy w pizzerii.

Kiedy lata temu widziałam Dalajlamę, czekał długie minuty, aby odpowiedzieć na pytania zadawane przed tysiącami ludzi. Pozwolił, aby puste przestrzenie zawładnęły audytorium. Kiedy się odezwał, jego słowa były oczekiwane, a myśli dobrze uformowane. Tam jest mądrość w czekaniu i władza w pauzie, lekcja która przenika rodzicielstwo.

Do innych rodziców i ojczymów, którzy otrzymują niezręczne komentarze na temat waszych rodzin, zachęcam was do zatrzymania się zanim odpowiecie. Z odrobiną przytomności umysłu i współczucia dla każdego członka rodziny, możecie znaleźć najlepszą możliwą odpowiedź. Żałuję, że nie odpowiedziałam na pytanie: "Czy wszystkie są twoje?", mówiąc: "Myślę, że tak". Może wtedy mężczyzna zdałby sobie sprawę, jakie niedorzeczne pytanie zadać kobiecie w okopach macierzyństwa jej dzieci.