Czy jestem samolubną matką, jeśli zdecyduję się nie mieć drugiego dziecka?

W rodzicielstwie nie sposób nie żałować. Żałuję, że nie zabrałam smoczka mojemu synowi, kiedy był dużo młodszy. (Teraz ma dwa lata i kocha swojego binky bardziej niż cokolwiek - może nawet mnie - na tej planecie). Żałuję godzin spędzonych na zamartwianiu się, że mój syn nie chodzi, nie mówi, nie raczkuje. Żałuję nawet, że wybrałam fotelik samochodowy (pasy zawsze się plączą).

To wszystko są małe żale. Drobne potknięcia w plamie codziennego rodzicielstwa. Nie przytłaczają mnie ani nie sprawiają, że zatrzymuję się w miejscu w konkretnym dniu, kiedy o nich myślę.

Ale decyzja o kolejnym dziecku, o zapewnieniu mojemu synowi rodzeństwa, wydaje mi się niewiarygodnie wielka. Nie chcę mieć z tego powodu ogromnego żalu.

Nie wierzę w podejście typu "jeden rozmiar dla wszystkich" do ustalania, jak duża powinna być twoja rodzina. Wiem też, że długo utrzymywane stereotypy kulturowe dotyczące jedynaków - jako samotnych, samolubnych i neurotycznych - nie są prawdziwe. Nie sądzę, żeby mój syn był samotny, dziwny czy wyrzutkiem, jeśli będzie jedynakiem. Czynnikiem decydującym o tym, czy będzie on produktywnym i szczęśliwym członkiem społeczeństwa, zdolnym do nawiązywania znaczących kontaktów i realizowania swoich marzeń, nie będzie obecność - lub brak - rodzeństwa. Jako nauczycielka poznałam (i uwielbiam) wiele wspaniałych, inteligentnych i dobrze przystosowanych dzieci, które były jedynakami.

Po dwóch latach nieprzespanych nocy, kolki i chaosu niemowlęctwa i wczesnego maluchowania, zaczynam znów czuć się sobą. Nowa "matka ja", ale wciąż ja. Jako introwertyczka, w końcu mam czas i przestrzeń, których potrzebuję, aby realizować się zawodowo i prywatnie. Uwielbiam patrzeć, jak mój syn zmienia się w małą osobę i spędzać z nim całe dnie. Nie czuję, że nasza rodzina jest niepełna bez większej liczby dzieci. Czuję się spełniona z jednym dzieckiem i nie chcę mieć więcej, przynajmniej nie w tej chwili. Ale tego lata skończę 39 lat i czas na podejmowanie decyzji może mi umknąć.

Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że mam osobiste doświadczenie, które może podważyć moje obecne przeczucie, by poprzestać na jednym dziecku. Mój tata miał 53 lata, kiedy odszedł na raka. Ja kończyłam 30 lat. Mój brat, siostra i ja mieszkaliśmy na północnym wschodzie, ale moi rodzice byli na Florydzie, po dwóch szczęśliwych latach spędzonych na wcześniejszej emeryturze.

Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że mój tata jest chory, pięć miesięcy przed śmiercią, to moja siostra mi o tym powiedziała. Płakałyśmy razem przez telefon i wiedziałyśmy, że nasz świat zmienił się na zawsze.

Kiedy czekałem kilka tygodni przed wyjazdem na Florydę, aby dokończyć rok szkolny, kiedy po raz pierwszy zachorował, wiedziałem, że mój brat już tam był, kosił trawniki i siedział z tatą na werandzie.

Kiedy lekarze powiedzieli nam, że nie ma już czasu, cała nasza trójka poleciała z powrotem na Florydę, czuwając smutni i zdezorientowani przez wiele tygodni. A w popołudnie, kiedy mój tata zmarł - dzień, którego dźwięki, widoki i zapachy (ciasteczka z kawałkami czekolady, które w niewytłumaczalny sposób zostały upieczone, ciepłe październikowe słońce na tarasie, życzliwe oczy pielęgniarki z hospicjum) wryły się w moją pamięć, najbardziej żywy jest dotyk dłoni mojego brata na mojej głowie i ramionach, który próbował mnie pocieszyć, kiedy płakałam.

Kiedy kilka dni później, na pogrzebie mojego ojca, po prostu nie mogłam stanąć przed tymi wszystkimi ludźmi i nic powiedzieć - dla mnie, pisarki, nie było słów - czułam spokój, ponieważ wiedziałam, że mój brat i siostra powiedzą wszystko, co należało powiedzieć.

Kiedy razem z bratem lecieliśmy na północ, wracając do naszego życia, wiedzieliśmy, że moja młodsza siostra wprowadziła się do domu moich rodziców, kiedy on zachorował, i zostanie z naszą matką przez tyle tygodni i miesięcy, ile będzie trzeba, aby się odnaleźć.

Krótko mówiąc, nie wyobrażam sobie mojego życia - wszystkiego, co wydarzyło się od narodzin mojego brata, kiedy miałem trzy lata, aż do obecnych lat negocjowania wczesnego rodzicielstwa - bez mojego rodzeństwa.

Tak więc dla mnie, mimo że przeszłam szkolenie z metodologii badań w ramach mojego doktoratu i wierzę w moc podejmowania decyzji w oparciu o dane, ten wybór jest ostatecznie wyborem serca. Dla mnie to prawie tak głębokie uczucie jak życie i śmierć, miłość i strata. Boję się żalu, tak czy inaczej. Czuję się pocieszona dowodami z badań, że jedyne dzieci są tak samo szczęśliwe i zdrowe jak wszyscy inni, ale to tylko część historii.

Wiem też, że moje obecne odczucia jako mamy, żony i jednostki - moja historia - to tylko część równania; cykl życia rodziny jest długi i niesie ze sobą wiele nieprzewidzianych wyzwań i triumfów. Nie chcę odmawiać mojemu synowi szansy na doświadczenie tych bólów i radości bez towarzystwa rodzeństwa.

Mój racjonalny umysł może wertować badania, dane, fakty na temat rozwoju dzieci, mogę też słuchać doświadczeń innych rodzin, ale żaden z tych faktów i liczb nie jest w stanie podjąć tej decyzji. Moje serce jest zdezorientowane i czekam na odpowiedź.