Mama" to słowo na cztery litery
W każdej grupie na Facebooku, na forum dyskusyjnym i na listach e-mailowych, które przeglądam, istnieje pewien problem. Nie są to niekończące się prośby o rekomendacje pediatrów, linki do alarmistycznych artykułów o szczepionkach, ani pani, która ciągle chce wiedzieć, czy to normalne, że jej dziecko ma katar. (Spoiler: Jest, i nie zniknie przez 18 lat, więc zacznijcie wycierać). Chodzi o to, że każda wiadomość, prośba i rant zaczyna się od tego samego słowa: Mama.
Hey Mamas! Hi Mamas. New Mama Here! Mamas, pomocy! Mamas, mam pytanie. Mamas, potrzebuje porady. Mamas, proszę przestać wysyłać linki do artykułów o szczepionkach! Dziekuje mamo. Co ja bym bez was zrobila mamas? Mamas - wielkie nowiny: Moje dziecko powiedziało dzisiaj mama! Mamas, poważnie - koniec z gadaniem o szczepionkach. Mammmmmmmma, oooooooooh. Nie chciałam doprowadzić Was do płaczu, jeśli jutro o tej porze już mnie nie będzie, róbcie tak dalej, jakby nic się nie liczyło.
Nie chodzi o to, że mam problem z samym słowem. Było seksowne i egzotyczne, kiedy brodaty hipis gruchnął je w moją stronę na moim pierwszym koncercie Grateful Dead. Płakałam, kiedy mówiły je moje dzieci, dźwięki wydobywające się z ich małych ust jak pijak w drodze z baru do domu. Nie przeszkadzało mi nawet kilka pierwszych razy, kiedy inne mamy koronowały mnie tym przydomkiem. Jestem dumna z tego, że jestem mamą i uwielbiam towarzystwo mam, z którymi przebywam w sieci i w prawdziwym życiu. Ale w jakiś sposób, powoli, "mama" stała się potworem.
Tak, to łatwy sposób na zwrócenie się do dużej grupy kobiet, które zebrały się, by dyskutować o wspólnym doświadczeniu macierzyństwa. Ja również napisałam swój sprawiedliwy udział "mamas". Ale nadmierne maminsynkowanie w sieci jest spotęgowane przez jego użycie w prawdziwym świecie. Jestem mamą 24/7 - przez pediatrę badającego moje kaszlące dziecko, przez kasjera w sklepie spożywczym, przez dziko owłosioną instruktorkę spinningu krzyczącą: "Wszystkie mamy na sali!".
Ta niekończąca się maminatyzacja protekcjonalnie traktuje nas wszystkie razem, ignorując wszystkie inne magiczne i złożone elementy, które nas kształtują. Jestem matką. Jestem żoną, córką, pasierbicą, synową, wkrótce ciotką. Jestem pisarką, producentką, nauczycielką jogi, komikiem i początkującą koszykarką. Ukończyłam studia. Jestem feministką. Jestem wyborczynią. Jestem czytelniczką. Jestem niespokojna. Za bardzo podoba mi się ten koleś z tyłka Outlandera. Jestem obsesyjną fanką Phish. Nie wstydzę się przyznać, że kocham Zmierzch. Rzuciłam picie kawy, ale potajemnie nadal ją piję. Nie jestem w stanie wymyślić, jak używać Diva Cup, bez względu na to, ile razy próbuję wepchnąć tam tę rzecz.
Jestem matką.
W momencie, gdy zaczynamy naszą rodzicielską podróż, społeczeństwo ogłasza macierzyństwo "Najważniejszą rzeczą o nas", pomimo wszystkich innych rzeczy, które czynią nas całymi. Kogo to obchodzi, że ty też starasz się o stopień naukowy, prowadzisz firmę, zmieniasz oponę lub zakładasz rano prawdziwe spodnie - jeśli nie jesteś mamą swoich dzieci w pogoni za idealnym życiem z Pinteresta, to kim jesteś? My, mamy, zasługujemy na przestrzeń, aby nadal być w pełni sobą, aby rozwijać się dalej i głębiej we wszystkich zakamarkach i szczelinach naszego życia. Uczcij i uznaj nasze macierzyństwo, ale uhonoruj też resztę nas.
Prawie za każdym razem, gdy mój mąż i ja wychodzimy z domu bez córek, ktoś zwraca się do mnie i pyta, kto pilnuje naszych dzieci, tak jakby ich istnienie i dobre samopoczucie spoczywało wyłącznie na moich barkach. Do mojego męża, wspaniałego ojca i partnera, nigdy nie zwracam się w mailach czy w sklepie per "tato", ani nie sprowadzam go do osoby, którą definiują wyłącznie dwie stworzone przez niego osoby. Chcę, aby moje warstwy były uznawane, kwestionowane i celebrowane. Chcę, żeby świat znał mnie całego. Chcę być znana jako więcej niż tylko "Mama", ponieważ jestem więcej niż tylko mamą. I wiem, że ty też nią jesteś.
Tylko moje dzieci mogą nazywać mnie "mamą". Reszta świata musi znaleźć sobie inne słowo. I nie, "mamusia" się nie liczy.